sobota, 21 stycznia 2012

01

Na poczatku napisze, ze nigdy nie probowalam pisac Wspomnien. W swoim zyciu zaczelam pewnie kilkaset roznych opowiadan, ale nigdy nie byly bazowane na tym co przezylam. Moze dlatego tylko kilka z tych kilkuset zostalo ukonczonych, a i tak nie jestem zadowolona z ich efektow.

Pisanie tego bedzie swojego rodzaju terapia dla mnie, bede analizowala przeszlosc i starala sie dojsc do tego, co poszlo nie tak i dlaczego dotarlam do miejsca w ktorym obecnie jestem.

Mozliwe, ze niektorzy z Was mi pomoga zauwazyc cos, co mi umknelo wczesniej. Ale tez poza wspomnieniami chce ukazac zycie na emigracji - prawdziwe, bez sciemy. Kilka rzeczy pomine, bo niektore sa zbyt bolesne i nadal odciskaja swoje pietno na mnie, ale glownie dotycza mojej rodziny i tym podobnych. Ale wszystko, co jest zwiazane z moim zyciem w ciagu tych 23 miesiecy, a co wychodzilo poza dom, najprawdopodobniej bedzie opisane.

Na poczatku przedstawie Wam sytuacje: oto pietnastoletnia dziewczyna, za wysoka, z kilkoma zbednymi kilogramami, z przygarbionymi plecami i tradzikiem, zostaje rzucona na gleboka wode - wyjezdza na Wyspy, aby zaczac wszystko na nowo. Z wlasnej, nieprzymuszonej woli. Dziewczyna ta ma jednak pewien problem - jest niesmiala, niepewna siebie, ma problem z nawiazywaniem kontaktow. Latwo nie jest. I nie bedzie przez najblizsze 23 miesiace.


MIESIĄC PIERWSZY - PRZYBYCIE

Na Wyspy samolotem leci sie okolo dwoch godzin. Tamtego dnia bylam naprawde podekscytowana - wyjezdzalam z dwoma torbami bagazowymi, majac niewiele ubran i rzeczy, ktore moglyby mi przypominac o dawnym miejscu zamieszkania.
Tak bardzo chcialam wyjechac! Odciac sie, zaczac wszystko na nowo! Wydawalo mi sie, ze moge zmienic calkowicie swoj los, sprawic, ze bedzie zylo mi sie lepiej. Targaly mna oczywiscie wszystkie mozliwe emocje - zostawialam kilka przyjaciolek w Polsce, ktore zawsze i wszedzie mi pomagaly. W przyszlosci mialam za nimi bardzo tesknic, ale mialam rowniez nadzieje, ze w nowym miejscu zdobede nowych przyjaciol.
Lecialam z Ojcem - moja Mama od ponad roku mieszkala juz na Wyspach - i on tez sie denerwowal. Powiem Wam, ze zawsze uwazalam za wyjezdzanie w obce miejsce bez jezyka za wyjatkowa glupote, ale sama nie bylam lepsza. Angielski znalam naprawde, naprawde srednio, a moj Ojciec w ogole. Mialo to sprawic wiele klopotow w najblizszym czasie.

Moja Mama od poczatku swojego pobytu w UK mieszkala u swoich znajomych. Jednak tego wieczoru w ktorym przylecielismy, aby zaczac zycie na nowo, ona rowniez je w pewien sposob zaczynala. Zalatwila nam dwa pokoje w angielskim flacie - typowym domu z czterema pokojami, salonem i gardenem. Oprocz nas mieszkala tam pewna dziewczyna, ktora swoje miejsce w mojej historii rowniez bedzie posiadac, nawet dosyc spore.

Dotarlismy na miejsce o pierwszej w nocy. Poznalismy od razu nasza nowa wspolokatorke - nazwijmy ja Ewa - ktora miala dwadziescia cztery lata. Wydawala sie bardzo sympatyczna, ale sprawiala bardzo dziwne wrazenie.

Mialam nawet swoj pokoj - byl malutki, a w nim znajdowalo sie lozko i szafa. Pamietam, ze zasnelam tej nocy szybko. Moja Mama zawsze mowi, abym pamietala sny na nowym miejscu. Tamtego przypomniec sobie nie moge, kilka mi przychodzi na mysl, ale nie pojawily sie tamtej nocy.

Nastepnego dnia zostalam w tym domu sama z Ojcem. Nie mial jeszcze pracy, Mama poszla do pracy, podobnie jak nasza wspollokatorka Ewa. We dwojke ogladalismy dom - robil na nas dosyc duze wrazenie, co z perspektywy czasu jest dosyc smieszne. Wychowalam sie w dosyc malym mieszkaniu w duzym miescie, a tam zobaczylam nagle duzy dom - ZE SCHODAMI. Wow, to bylo cos.

Najblizsze dni uplywaly powoli, siedzielismy z Ojcem we dwojke wyczekujac Mamy, az wroci z pracy. Chodzilismy do paru znajomych jej znajomych. Pamietam, ze zawsze sie mnie pytali, jak mi sie podoba w nowym miejscu. Mowilam, wtedy, ze podoba mi sie i bardzo chce tu zostac.
Takie myslenie trwalo pewnie z poltora tygodnia.

Pamietam pierwsze zalamanie. Musialy minac moze dwa tygodnie - po prostu jak poszlam w nocy spac, tak nie wstawalam do wieczora kolejnego dnia. Lezalam w lozku i plakalam, plakalam, spalam, plakalam, spalam. Rodzice chcieli isc na zakupy, ale ja nie moglam wstac z lozka, a jak juz wstalam to sie rzucalam na ziemie i znowu wylewalam lzy. Moze to smiesznie brzmi, ale tak bylo. Pamietam dokladnie tez, ze przyniesli mi wtedy angielski sok pomaranczowy, ktory byl ohydny - niesamowicie slodki.

Jednak histerie nie byly wskazane. Moj Ojciec sie wtedy denerwowal i po raz pierwszy tego czasu uslyszalam: "Sama tego chcialas, nie miej do nikogo pretensji!". Tak samo mowili moi Dziadkowie do ktorych dzwonilam z placzem. Musialam brac sie w garsc i oczekiwac lepszych dni.

Komputera i Internetu nie mielismy przez trzy tygodnie. Telewizor dostalismy po dwoch tygodniach, byl to maly czternastocalowy i odbieral jeden angielski kanal. Ale odglos czegokolwiek dawal ukojenie. Rodzice mowili mi, zebym im tlumaczyla to, co mowia w serialach. Rozumialam moze, co dzesiate slowo. Bardzo zle sie z tym czulam.

Pamietam jak ktoregos dnia zapukal pewien mezczyzna - do dzisiaj nie wiem, czy chcial sprawdzic gaz czy moze cos innego. Mowil do mnie bardzo szybko, z typowym akcentem charakterystycznym dla jednej z dzielnic miasta. Kompletnie nie rozumialam o co chodzi i powiedzialam mu, aby mowil troche wolniej. A on nadal swoje. Na koncu powiedzial cos w stylu: "Fuck, stupid people". I poszedl. Nie musze chyba zaznaczac, ze zamknelam sie po tym w swoim pokoju i mialam chwilowe zalamanie.

Takze wiadomosci od moich znajomych mnie przygnebialy. Kiedy moglam skorzystac z Internetu to wchodzilam na Nasza Klase, gdzie pisali do mnie moi znajomi. Pytali sie, czy juz kogos poznalam, czy mam znajomych, czy chodze do szkoly. Na wszystkie te pytania odpowiedz brzmiala prosto - NIE. Bylo mi tak bardzo wstyd, czulam sie beznadziejnie. Koloryzowalam troche fakty, ale nigdy nie klamalam, ze bylo wspaniale. Nie w moim stylu jest wymyslanie rzeczy, aby uszczesliwic innych.

Spotkalam sie raz z osoba w przyblizonym do mnie wieku. Byla o rok mlodsza, mieszkala w UK chyba od osmiu miesiecy. Bylysmy nawet z tego samego miasta w Polsce. Ukladalo jej sie naprawde super (nadal mieszka na Wyspach i z tego, co wiem prowadzi swietne zycie), podobno juz po tygodniu poznala jakies osoby, chociaz nie chodzila do szkoly. Troche mnie przytlaczala soba, opowiadala rozne historie ze szkoly.

Miala rowniez pieniadze, a mi w tym czasie ich brakowalo. Bylysmy w centrum miasta, opowiadala jak to woli kupic sobie buty za 50 funtow, bo te za 10 to samo gowno. Nie komentowalam tego. Od poczatku jej nie polubilam. W sklepach zagadywala Angielki, rozmawiala z nimi na temat prostownic i innych dupereli, a z czasem w jej towarzystwie czulam sie coraz bardziej bezwartosciowa. Nie widywalysmy sie potem za czesto.
Jakie bylo moje ogolne wrazenie UK? Niezbyt ciekawe. Nie polubilam tych domkow, ulic. Imponowala mi natomiast roznorodnosc ludzi - mieszkalam w dzielnicy, gdzie mieszkalo mnostwo ortodoksyjnych Zydow, na rogach sklepy prowadzili Pakistanie i Afganie. Na ulicach widywalam wszystkie kultury - to robilo na mnie wrazenie.

Uderzyla mnie rowniez pewna smutna swiadomosc - Polacy okropnie sie w takich miejsach zmieniaja, zamykaja. Widywac sie z ludzmi mozesz tylko w weekendy - nawet nie - w piatek i w sobote. Jak dzwonisz do kogos to czujesz, ze sie narzucasz. Spac kladziesz sie o godzinie dwudziestej drugiej, bo na drugi dzien wstajesz do pracy. I nie pomagasz sobie. Czuc nienawisc na kilometr. Dusilam sie tym, pragnelam zaprzyjaznic sie z tymi wszystkim ciekawymi ludzmi, poznac prawdziwych Anglikow - zyc jak oni. Ale z drugiej strony powstrzymywala mnie moja niesmialosc, strach przed orzuceniem i wysmianiem mnie.
I minal pierwszy miesiac.